Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Steńce to natchnienie, na które rachowała, wistocie przyszło teraz bez rozmysłu.
— Panie mój — odezwała się — matkę i siostrę najmłodszą chciałabym uratować. Gdybyś mi pozwolił wziąć je i tu gdzieś w jakiej chacie, pod mojem okiem umieścić, ocaliłabym je może. Z ojcem trudniej, ale i tego, wysławszy gdzieś dalej do dóbr hrabiego, tam gdzie mniej ma znajomych, mniej okazyi.....
Kwiryn słuchał namarszczony i usta zaciął.
— Ja ich oboje chciałem do oddalonego majątku odesłać, w drugi powiat, gdzieby mój ekonom, rządzca doglądał i miał na nich oko.
— Gdy oboje razem będą — odezwała się Steńka — życie się nie zmieni. Tu ja sama matką i siostrą zająć się mogę.
— Tak — a mnie dla nich opuścić! — przerwał Kwiryn gderliwie.
— Bynajmniej — zawołała Steńka. — Ręczę za to, że pan hrabia ani postrzeżesz zmiany. Czasu mam dosyć. Wychowaniem Marcysi zajęłabym się sama; doktor-by mi pomógł około matki.
Łzy się jej rzuciły z oczów. Już to było dobrym znakiem, że hrabia nie łajał i nie mówił nic. Zasępiony, ze spuszczonemi oczyma, ręką zdrową szarpał kołdrę, którą był okryty. Marszczyło mu się czoło, myślał pewnie, jak ciężkie brzemię wziął z tą rodziną na swe ramiona i teraz dopie-