Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strożniejszą, tak: że czasem lubiący na przekorę coś robić Kwiryn więcej pozwalał, niż ona.
Izba, w której chory leżał, i zdaniem Sochora — i wszystkich zresztą, była tak nadzwyczaj ciasną i niedogodną, powietrze w niej tak zaduszone i nieznośne, że to i na zdrowie wpływać mogło.
Kwiryn z początku ani chciał słuchać, aby ją zmienić. We dworze opuszczonych mieszkań, daleko przestronniejszych dosyć było; ale na samą wzmiankę o restaurowaniu, sprowadzaniu rzemieślników z Wołchowicz, wydatkach na to — hrabia milczenie nakazywał.
Doktora to niecierpliwiło.
— Chce być zdrów — mówił — a dusi się w tym zaduchu. Kadzidła żadne nie pomogą, kiedy powietrza niéma. Steńka, ośmielona nieco, odważyła się raz także na oczyszczenie sąsiedniego pokoju, w którym piec nowy potrzeba było postawić.
Z niesłychanym podziwem dowiedzieli się ludzie, iż Kwiryn się zgodził na restauracyą, i, zaleciwszy tylko oszczędność — powiedział:
— No, to rób sobie jejmość co chcesz, ale pamiętaj, że jak ja potem łajać będę... to co?...
— Hrabia mnie połajesz — odparła Steńka — ale zdrowie jego skorzysta na tem.
Gdy stary Antek dowiedział się, że do Wołchowicz posłała pani po stolarza, szklarza i majstra do stawiania pieca, pochwycił się za głowę.