Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

knienie jakieś do szukania przyjemności w dręczenia drugich. Czyniło mu przyjemność drażnić, kłócić się, łapać ludzi na przewinieniach i z nich się naigrawać. Nawyknienie to chorobliwe mógł hrabia zaspakajać na wsi gospodarując, wśród prostego gminu, który mu ulegał i milczał.
Antek nieraz już doświadczał od swego pana podobnego znęcania się i wiedział, że tym razem odpokutuje za swą denuncyacyą.
— A co? — zapytał go Kwiryn — a co? mydło zjadłeś? ha? Chciało się jejmość podać w podejrzenie, aby się znowu dobrać do kluczyków? a nużby stary nogi wyciągnął, szarpnąć bezkarnie grosiwa!
Was wszystkich jak psy podwórzowe na łańcuchach trzymać trzeba, boście i psów nie warci!
Antek się oburzył.
— Otóż to służ wiernie — przerwał mrukliwie. — Człowiek w interessie pana występuje, karku nadstawia — a za to jeszcze cierpieć musi! To sprawiedliwość! Cóżem to ja przewinił?
Hrabia śmiał się.
— Milcz, trutniu. Czasy twoje minęły — dodał. Ażebyś mi się nie ważył na jejmość słowa pisnąć, bo....
Antek milczał trochę.
— Nowe sitko na kołek — począł po chwili z pou-