Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przybyła pani — opisać nie łatwo. Ludzie tak byli przerażeni i zdumieni tym ślubem, jak i kuzynowie. Antek upadł na duchu.
Steńka, powróciwszy z pierścionkiem na palcu, siadła i, choć łzy jej wypaliły się na powiekach i oschły — płakała w duszy.
Czuła się teraz — niewolnicą.
Ponieważ wszystko tu szło wedle rozkazów pana, a Kwiryn porządku dziennego w niczem nie zmienił, po ślubie więc nie było najmniejszej różnicy w życiu od dnia wczorajszego.
O zwykłej godzinie podano Kwirynowi obiad jego, którego on, zburzony jeszcze, jeść nie chciał, a osobno zaniesiono jedzenie dla pani, dla Pakulskiej i księdza wikarego.
Ksiądz wikary chodził rozgorączkowany ciągle. Wiedział, że będzie miał, jak powiedział — przeprawę z proboszczem, że się musi tłómaczyć i t. p. Pomimo tej troski o siebie, młody, gorącego serca człowiek, myślał też o zapłakanej pani młodej, której mu szczerze żal było.
— Przestań pani płakać, łzy już teraz nie pomogą — mówił. Sakrament święty małżeństwa was połączył — stało się i odstać się nie może. Męztwa potrzeba. Módl się do Ducha Świętego: to dar jego. Nie jest znowu nieszczęście tak wielkie. Masz pani teraz obowiązki, a pierwszy: chorego pilnować, osłodzić mu cierpienia — no, i łago-