Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piękną... cóż to za przyszłość! Widocznie zalotnica, niepoczciwym sposobem pozyskała sobie jego serce...
Zagrozić mu trzeba, że się go familia wyrzecze.
— Ale, ba! kiedy on już wprzódy sam się familii zaparł — mówił hrabia Flawian.
Nalegano na niego, aby jechał.
— Dobrze wam mówić, abym spełnił to gorzkie poselstwo — bo nie macie wyobrażenia, czem ono jest! wszystko, com mówił, jeszcze nie maluje rzeczywistości.. a mam to przekonanie, że podróż będzie nadaremną.
— Winieneś to rodzinie! — zawołano.
Hr. Flawian w ostatku gotów był się poświęcić, ale kładł za warunek, aby mu ktoś jeszcze z familii towarzyszył.
Chwilowo nawet myśl została powziętą, ażeby cztery lub pięć osób najpoważniejszych wydelegować do Skomorowa z błaganiem i perswazyami. Chciano mu naostatek wyswatać kogoś przyzwoitego z familii skolligaconych i t. d.
Plan ten jednak się nie utrzymał i, zamiast czterech lub pięciu, jechać mieli: hr. Flawian z dodanym mu hr. Bernardem.
W rodzinie, która nie grzeszyła nadzwyczajnem wyposażeniem umysłowem, Bernard uchodził za tę perłę, którą ma każda familia.
Rozum jego, dar przewidywania, bystrość, prze-