Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przez dni kilka wyglądano Sumaka z powrotem — napróżno.
Scholastyka coraz się bardziej niecierpliwiła; tłómaczyła to sobie jednak, na swój sposób, jak najlepiej.
— Gdyby nic nie zrobił, to-by tak długo tam nie siedział: widać, że się z hrabią umawia, albo lasy objeżdża. Pewnie z dobrą nowiną przybędzie.
Rachuby te, jak najczęściej bywa, niezupełnie się sprawdziły.
Antek, po powrocie z Wołchowicz, dobrał chwilę i przebąknął hrabiemu o tem, że łatwoby Sumaków mieć na gruncie, posadzić ich na Leśniczówce, dać dozór, a strażnikom polecić, aby go doglądali i żadnej mu nie dawać władzy.
— Pan-by sobie tam czasem mógł na tę ładną twarzyczkę popatrzeć — dodał Antek. — Ludzie biedni...
Nie dokończył... Hrabia nie dał żadnej odpowiedzi — długo.