Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potem palcami wytykali?... Ten człowiek cię porzuci, będziesz, jak napiętnowaną...
Z oburzeniem, które odczuło dziewczę, łzy powoli zakręciły się w jej oczach.
— Okropna rzecz — rzekła cicho — ale — cóż ja? czyż ja... mogę co poradzić na to? Rodzice...
— Rodzice, ani on, gwałtu ci nie zadadzą, — wołała Estera żywo, — ty, powinnaś się oprzeć, niedopuścić do tego!
Steńka stała zamyślona.
Opór przeciwko rodzicom zdawał się jej czemś tak nadzwyczajnem, potwornem, nad siły, iż go przypuścić nawet nie mogła.
Wolała więc zaprzeczyć temu, co Estera przypuszczała.
— A! to nie może być! — zawołała — nie! oni tego nie uczynią.
— A — gdyby? — podchwyciła Żydówka z zapałem.
Steńka drząca, potrzebowała namysłu nim-by coś postanowić i odpowiedzieć mogła.
— Więc ja ci powiem — chwytając ją za ramię i z oczyma rozognionemi zbliżając twarz swą do jej twarzy Estera — ja ci powiem, co masz czynić! Zechcą cię zmuszać do tego, uciekaj do mnie... Ja ojca uproszę, ja ci schronienie znajdę...
Wszystko to razem takim chaosem napełniło nieprzygotowaną głowę dziewczęcia, iż Steńka,