Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Boruch pogardliwie skrzywił usta.
— Aj! aj! — rzekł — dlatego, że mu się wasza córka podobała?
W Sumaku zagrała jakaś resztka wstydu i krew mu do twarzy nabiegła, chciał zaprzeczyć, pomiarkował się i wrócił do cynizmu zwykłego.
— Choćby i tak — odparł — to co? albo nie szlachcianka? — może się z nią ożenić.
Boruch śmiechem parsknął.
— Sprawa mojego dziecka — zawołał — moja rzecz. Nie bój się, nie głupim; choćby i z hrabią Kwirynem, radę sobie dam.
Nie mówił już więcej o tem Boruch — a Sumak, pochwaliwszy się spodziewaną krescytywą, wyniósł się prędko.
Wistocie od Antka przyszło ustne polecenie, aby się Sumak do niego, (nie do hrabiego) do Skomorowa, stawił, a może...
Wiadomość ta w dworku u Sumaków wywołała szał niedoopisania. Scholastyka się zerwała z łóżka, zamęt powstał, kłótnia pomiędzy małżonkami, potem zgoda nagła, szepty, latanina. Dyonizowa dopominała się rumu, aby mieć siły do wstania, bo wiele rzeczy było do zrobienia.
Wmawiała w męża, że teraz powinien był o kredyt się starać, wszystkich ich oporządzić, niczego sobie nie żałować.
Lecz, pierwszy z brzegu, Boruch, na którego