Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiejś przed laty dziesięcią sprawiony, pierwsze miejsce zajmował, obwinięty starą serwetą — redukował się do najkonieczniejszych części składowych.
Rząd w domu, w gospodarstwie, w interessach był w najściślejszem słowa tego znaczeniu — despotyczny. Nie wyręczał się hrabia nikim; rozprawiać z nim było próżno.
Officyaliści byli podkomendnymi, żaden z nich woli swej nie miał.
Jedyny sługa, który od młodości mu towarzyszył, bo razem z nim chłopcem był w szkołach, wdrożony był do tego, ażeby, jak pan jego, robił wszystko, czego było potrzeba, nie wymawiając się od niczego.
Straszny ten wyręczyciel pana, oko jego, ręka prawa, często pełnomocnik i wykonawca wyroków, zwał się Antkiem.
Spieszczone to niegdyś w szkołach imię, pozostało przy nim teraz, gdy się zestarzał, przed czasem wyłysiał i posiwiał.
Antek, jak jego pan, pięknym nigdy nie był, teraz nawet brzydkim się mógł nazwać, a mimo to, sławnym był ze swych miłosnych awantur. Był to najzajadliwszy prześladowca wszystkich młodziuchnych dziewcząt wiejskich, które się go niezmiernie obawiały.
Hrabia na to patrzał przez szpary. Sam on