Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z tego wszystkiego nic nie będzie; my szczęścia nie mamy.
Sumak, głęboko zamyślony, nie odpowiadał. Zadumała się i żona.
— Hrabia nocuje? — zapytała.
Mąż głową potwierdził.
— Trzeba, żeby jutro rano jeszcze raz Steńkę zobaczył — szepnęła cicho. — To moja rzecz, a musi się tak zrobić, aby mu na myśl nie przyszło, że mu ją narzucają.
Dziewczynę trzeba trochę przyodziać, ale, chowaj Boże, stroić.
— A jakże to zrobisz? — ciekawie szepnął, pochylając się, Sumak.
Dyonizowa nie raczyła mu odpowiedzieć.
— Idź spać — rzekła — a jak świt, mnie zbudź. Głowę mam ciężką, a żeby rano był choć kieliszek rumu do gorącej wody, bo ja bez tego siły mieć nie będę, aby na nogach się utrzymać.
To rzekłszy — odwróciła się żywo do ściany Sumakowa; mąż postał chwilę i wyszedł do pierwszej izby. Na stole sobie opończę podesłał, zamiast poduszki z odzieży zwinął węzełek pod głowę, wyciągnął się i, ogarek zgasiwszy — natychmiast chrapać zaczął.
Hrabia nocował u Borucha. Konie zapowiedziane były na godzinę ósmą.
Niewybredny, ranną kawę zamówił sobie u Bo-