Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ruchowej. Sprawa o las, z nim zaledwie rozpoczęta, na razie ubić się nie mogła. Warszawski miał zjechać na miejsce.
Świtało zaledwie, gdy niecierpliwy pan ze Skomorowa sam sługi swe, otworzywszy drzwi, budzić zaczął i razem Boruchów, którzy także odpoczywali jeszcze. Dla niego dni parę w domu nie być, samemu niedopilnować gospodarstwa, było utrapieniem wielkiem. Nie ufał nikomu, obawiał się wszystkiego, przytem, nawykły do drobnostkowej krzątaniny, doglądania, łajania, rachowania, męczył się cokolwiek dłuższą bezczynnością.
Koniom więc obrok zasypano zaraz, brykę nasmarowano, na co osobna została wydana dyspozycya; trzy razy wychodził hrabia do stajni, a gdy rozedniało, służąca Borucha przyniosła kawę, sam gospodarz, ledwie pośpieszywszy się ubrać, przyszedł na pożegnanie.
Hrabia dnia tego był w gorszym humorze, chciał już być w domu, a do Skomorowa miał jeszcze opętane trzy mile, po najgorszej w świecie drodze, której znaczna część do niego samego należała. Szarwarkami, które go nic nie kosztowały, byłby może ją naprawił, ale obracał je umiejętnie na inne gospodarskie potrzeby. Znajdował też zasadniczo — iż ludziom ułatwiać zaglądanie