Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sumak był typem pospolitego szaławiły i warchoła. Siwy już, ale rumiany, silny, obracający się żywo, z twarzą niegdyś piękną, ale zmęczoną i zużytą, miał minę strasznego zawadyaki... Wąs mu się jeżył do góry nad ustami, uśmiechniętemi bezmyślnie.
Odzież, wytarta, ale z fantazyą jakąś włożona, — postawa zręczna, młodszym go na oko czyniły niż był.
— Panie Warszawski — krzyknął, widząc wchodzącego. — Oto ja panu przywożę pana Rejentowicza Buciatyńskiego... Ma kawałek lasu, że — słowo honoru — sosnom wierzchów nie widać, i — potrzebuje pieniędzy...
Buciatyński się obruszył.
— Ależ ja pieniędzy nie potrzebuję. Słyszysz, ty — jakiś.
Sumak się roześmiał.
— Butelkę wina postaw, panie Warszawski — odparł Sumak, ale tego co wiesz... es, es, es — a dowiesz się o wszystkiem.
Boruch stał, coraz dumniejszą przybierając postawę...
Przy hrabi był całkiem innym. Nie raczył nawet odpowiedzieć, ni kiwnąć głową.
Sumak, który w podróży z Buciatyńskim musiał kilka razy kosztować szabasówki, natrętny był i zbyt poufale się około Borucha obracał, czego