Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ja tu nawylot wszystko znam, a kto zemną dobrze, za tego ja w ogień i w wodę.
Niedoczekawszy się odpowiedzi, ani podziękowania, Szlomińska rzekła po chwili:
— Jesteś zahukana, a ja ci powiem: dać się zahukać i sponiewierać — to najgorsza rzecz... Ludzie potem jak z łachmanem się obchodzą. O! ja!.. ja taką nie jestem... ja się nie daję!
Rozśmiała się wesoło.
— No, dla zrobienia znajomości, powiem ci naprzód o sobie. Nazywam się Idalia Szlomińska, ojciec ma piękną dużą wieś i dwór w Lubelskiem, wyszedł na dziedzica i szlachcica, choć mówią, że był prostym Szlomką i w jarmułce chodził. No — to co? — Powiadają, że ja mam żydowski nos i rysy... No — to co? będę miała też żydowski posążek, bom jedynaczka...
Widzisz, że ci się spowiadam szczerze, a teraz — kolej na ciebie...
Steńka, patrząc na nią, przypomniała sobie życzliwą Esterę, i poczuła się ku niej pociągniętą.
— O sobie ja p. Idalii — mało co powiem — rzekła.
— Mów wprost „Idziu“ bez „panny“ — przerwała Szlomińska.
— Cóż? rodzice ubodzy bardzo — mówiła jąkając się, nieśmiało Steńka — ojciec był dzierżawcą,