Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wypije, a mnie doktorowie dla febry nakazali z pieprzem...
Hrabia machnął ręką obojętnie.
— Wiem, wiem! — rozśmiał się.
Ręce w tył założywszy, przeszedł się po izbie parę razy, spoglądając na Steńkę.
— Przez ten czas robotą jej nie obciążać — dodał — nie trzeba, żeby próżnowała, ale nie zamęczać, niech się wyśpi i odpocznie: potrzeba, żeby wyrosła i zmężniała; chuderlawa jeszcze.
Scholastyka, już przejednana, wtrąciła żywo:
— Proszę pana grafa, i ja do ośmnastu lat byłam jak szczapa... a toż dopiero piętnasty...
— Wiem! wiem! — przerwał graf — który słuchać nie lubił.
Popatrzył jeszcze na Steńkę i zbliżył się do niej:
— Żebyś mi choć dobre słowo dała.
Dziewczę milczało, matka się odezwała za nią:
— Ale, proszę pana grafa, taż to przestraszone... jak trusia...
Hrabia nie nalegał.
Wszystko zdawało się skończone.
— Każę ją przed podróżą oporządzić — rzekł. — Przyjdzie tu jejmość, która się tem zajmie.
— Ja-bym mogła sama — wtrąciła Scholastyka, bo ja też niezawsze tak chodziłam.
— Mówię, że przyślę jejmość — powtórzył hra-