Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ją uczyć. Jeżeli mi potem co innego przyjdzie do głowy, nie stracicie przecież na tem....
Dopóki z pensyi nie wróci, widzieć jej nawet nie chcę. Za statek mi acani ręczysz?
Scholastyka tak była zmieszana, tak nie rozumiała nic jeszcze, że sama nie wiedziała co odpowiedzieć.
— Co do statku, jaśnie wielmożny panie — odrzekła wreszcie — Bóg i ludzie świadkami, a toż to jest dziecko, a skromne.
Pomimo jasno wypowiedzianego przez hrabiego planu, wychowania i — ożenienia, Scholastyka jeszcze wszystko to miała za fikcyą przygotowawczą i poczęła mruczeć powoli:
— My jesteśmy ludzie uczciwi, a choć nas los prześladował, ale o honor nasz szlachecki zawsześmy dbali i — też naszego dziecka.... tak....
— A cóż się tu jej honorowi ma stać? — ofuknął hrabia.
Scholastyka zamilkła.
— Wszelako — odezwała się po chwili, — jaśnie wielmożny pan pozwoli; zawsze co ojciec to ojciec: trzeba z nim mówić.
— Acani z nim sobie sama się rozpraw, jako matka — przerwał Kwiryn. Macie wóz i przewóz. Chcecie: biorę córkę i na pensyą oddaję. Będzie z niej co — powiadam, że się ożenię; a nie, to ją