Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czątku, tygrysią nieczułość i wyrazy szatana gdy się spoufalił...
Zakryła sobie oczy.
— Nie mówmy o tém, nie mówmy! zawołała, chciałabym jako Dante napić się z Lety, zapomnieć przeszłości całéj, aż do wczorajszego wieczora... pozwól mi popłakać, łzy oczyszczają, a potém przez litość mówmy o tobie... nie o mnie.
— Mówmy o mnie, właśnie i ja pragnąłem ci coś o sobie powiedzieć, odezwał się Juliusz... coś ważnego bardzo...
— A! przejmujesz mnie strachem...
— Nie lękaj się przedwcześnie, ale przygotuj do tego na co wszystkie matki, siostry i żony gotowe być dziś powinny... Rewolucya wybuchła prawie... rozszerzy się ona za dni kilka... i ja z innymi pójdę...
— Na Boga! tyś ją hamować powinien! krzyknęła ręce łamiąc kobieta.
— Nic jéj już nie wstrzyma!
— Nie widziszże jéj skutków, to straszna a nadaremna ofiara tylko.
— Nic w świecie nie jest daremném, z każdego poświęcenia my lub nieprzyjaciele nasi korzystają. Nie wierzę i ja w pomyślność, w wywal-