Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Tegoż wieczora jeszcze wyszła powtórnie przebrana kobieta z domu przy Krakowskiém przedmieściu na ulicę Nowo Senatorską i zastukała do tych samych drzwi, które się jéj wczora odemknęły. Na stoliku paliła się przyćmiona lampa jak wprzódy i mężczyzna siedział u księgi z pogodną twarzą... na któréj rozlane było jakieś uczucie błogiego spokoju — rzadkie w tych chwilach w których wszyscy żyli gorączką...
— Dziś czystsza przychodzę do ciebie, zawołała do niego ode drzwi, dziś wielki dzień był w życiu mojém... po latach kilkunastu znowu ujrzałam matkę, odzyskałam rodzinę... i nad tą głową niegodną spoczęło błogosławieństwo macierzyńskie... dziś po raz pierwszy od dawna jam się modliła. A wszytko to jam winna tobie Juliuszu, rzekła z zapałem... panie mój! Tyś wczoraj słowém dobrém wskrzesił serce umarłe, ono się dziś nie co-