Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szania po tych bolesnych ciosach, upominał się o sprawiedliwość u rządu za rabunek i zabójstwo w jego domu spełnione, to spowodowało że go w głąb Rosyi zesłano. Nagła zmiana losu, zubożenie, sieroctwo i to uczucie ucisku oburzające uczciwego człowieka, zachwiały rozumem Bluma do reszty... Wywożono go już z Warszawy śpiewającego i płaczącego na przemiany, ale stan ten nie zmienił jego losu, rząd uznał że należało sprzątnąć z przed oczów ofiarę, aby nie świadczyła o jego gwałtach i ucisku. Wysłano Bluma do Wołogdy, a tu z każdym dniem obłąkanie się jego zwiększało. Nie było ono niebezpieczném, w chwilach pewnych oprzytomniawszy milczący był, smutny i spłakany, zwyczajnie zaś wielomowny, ożywiony, wesół, naprzykrzony, bo potrzebował koniecznie towarzystwa ludzi. Samotność otoczała go widmami niepokojącemi.
Nazajutrz po przybyciu Juliusza i Maryi i zamieszkaniu ich w domu kupca Jakowlewa, po wszystkich urzędowych odwiedzinach, ku wieczorowi Blum się zjawił wystrojony o ile mógł, w rodzaju czamarki, którą sam z surduta przerobił, w czapce czworograniastéj i z lornetką bez szkiełka w oku. Słodki uśmiech krążył po bladych jego ustach.