Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych epizodów — w historyi wygnańca. Ciągnie się ona niekiedy całe lata; zmieniają w niéj kraje, klimaty, dozórcy, komendy, towarzysze, ale rzadki znajdzie litość, wyrozumiałość i jakąś ulgę dla nieszczęśliwych.
Ci którym odjęto prawa stanu, w obliczu pojęć moskiewskich ludźmi już nie są, wolno się z niemi obchodzić jak się komu podoba; wprawdzie i ci co pozóstali szlachcicami, mieszczanami nie lepiéj w ogóle są poszanowani, ale przecież mogą się, choć nieskutecznie skarzyć i upominać o krzywdę swoją.
Dawniéj lud w głębi Moskwy niezarażony politycznemi namiętnościami był litościwy w ogóle dla wszystkich przestępców, dziś — dzięki staraniom opiekuńczego rządu, znikła ta cecha chlubna, odwiecznéj tradycyi ludzkiéj, zniósł ją chrobliwy, rozwścieczony patryotyzm sfabrykowany w kuźni Katkowa... Wystawmyż sobie męczarnie tych pochodów żałosnych, z nielitościwém żołdactwem wśród kraju podżeganego nieustannie do nienawiści.
Włosy powstają na głowie, a jęków tysiąca lu-