Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzieć wam pytaniem na pytanie, dla czegoście wy tak weseli?
— Jak to? wy? wy jesteście Polką? rzekł zdziwiony góral.
— Tak jest, rzekła, i nie taję się z tém i chlubię. Moja ojczyzna, kraj mój jest tak biedny, upokorzony, znękany jak i wasz... i my i wy nie mamy się czego weselić! Powiem wam szczerze, w téj biednéj Polsce zostawiłam narzeczonego mojego w kajdanach, skazanego do katorhi, kaleką... Mogęż się ja uśmiechać!
Kniaź bojaźliwie obejrzał się do koła, w oczach jego połyskiwała łza.
— A! rozumiem was, rzekł, losy wasze są naszemi losami, ale my... myśmy się już wyrzekli nadziei... Bóg tak chciał, dodał z rezygnacyą wschodniego fatalizmu, cóż przeciw takiéj potędze może słaba garstka podbitego narodu?
Spuścił głowę...
— O! myśmy stokroć nieszczęśliwsi od was, odpowiedziała Marya, wam jeszcze pozostały choć łachmany świetnéj przeszłości, które nosić wolno, macie strój waszych naddziadów, mówicie ich językiem, możecie na górach waszych dumać nad dawną wielkością i sławą; nam odbierają mowę, obyczaj, su-