Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mą, dawniéj ukochana jenerałowi który był ulubieńcem Mikołaja, korespondowała nawet z Maryą; naprzód więc pobiegła do niéj, — Amelia Piotrówna przyjęła ją z okrzykiem radości i szalonemi oznakami rozczulenia. Była to kobieta już nie bardzo młoda, którą klimat petersburski, jak wszystkich co w nim żyją długo, zniszczył przed czasem. Dawne jéj wdzięki zwiędły, ale starannie podtrzymywana ruina starczyła na wieczory, w których potrzebowała jeszcze być piękną i udawać wesołą. Jenerał kochanek opuścić ją musiał przeniesiony będąc na prowincyą, gdzie dla przyzwoitości zabrać z sobą nie mógł tego kompromitującego sprzętu. Szczęściem Amelia Piotrówna miała córeczkę, którą się opiekował i dla któréj złożył dosyć znaczną summę w banku, żyła więc z tego zapisu, a prócz tego dobrała sobie serdecznego przyjaciela, dyrektora jakiegoś wydziału w jakiemś ministeryum, który się do kosztów utrzymania domu przyczyniał. Nie były to już owe świetne czasy, jakie Marya pamiętała, gdy przyjaciółka jéj lato spędzała na roskosznéj daczy, a wieczory zimowe we wspaniałym apartamencie na newskim prospekcie, gdy miała swój własny piękny ekwipaż i liczną służbę. Teraz mieszkała dosyć skromnie o jednym