Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, was, zawołał Władysław — ratujcie kraj! wpływ wasz może być zbawiennym, szanujemy twój charakter — brak nam charakterów z głowami, porywa się mnóstwo niedoświadczonych do steru... czyżbyście gdy łodzią miota burza, widzem zimnym pozostać mieli?
— Zdaje mi się że śnię tak dziwne mi prawicie rzeczy, zawołał stary, ależ ja wedle was jestem jawnym reakcyonistą? wy wierzycie w rewolucyą, gdy ja wierzę tylko w moralną poprawę narodu i wyzwolenie jego przez cnotę? Jakże chcecie bym przyłożył rękę do pracy przeciwko przekonaniom?
— Dla ojczyzny więc, nie chcecie poświęcić przekonań waszych? zapytał Władysław.
Jeremi się uśmiechnął.
— To są rzeczy których się nawet ojczyznie nie poświęca — dodał. Chcecie od gruszy aby rodziła jabłka? Nie, dodał, nie ma dziś jeszcze dla mnie miejsca przy warsztacie. Poświęca się życie, ale nie idzie przeciw głosowi sumienia. Odesłałbym was wszystkich nie jak Moskale, na Sybir, w kopalnie, ale do szkoły, lub w podróż około świata... Nie do Woroneża, Wiatki i i Tobolska, ale do uniwersytetów w Paryżu i Belgii. To pewna że rewolucyi robić bym wam nie dał. — Uczy-