Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z czoła naszego nigdy a nigdy nie zetrze... Biada nam, o biada nam!
I starzec z głową zwisłą chodził po pokoju osmutniały...
— Postaram się, rzekł nakoniec, dowiedzieć o twoim nieszczęśliwym. Tak dawniéj, z chlubą dla Rosyi, każdego winowajcę lud nazywał. Nikt go tego nie uczył — serce mówiło w nim, dziś doktrynery włożyli mu w usta przekleństwo i naigrawanie, biada im! bo kto naród uczy przeklinać, ten sam jest przeklęty!
Ale ja bredzę, dodał przychodząc do siebie stary, daj mi imie jego i nazwisko... zostaw to staraniu troskliwemu mojemu, choć za skutek jego ręczyć nie mogę, ale powiem ci zaraz poufnie, że daleko łatwiéj przyjdzie ulżyć jego losowi w Petersburgu niż tutaj. — Myśmy tu wszyscy katami, tam trochę jeszcze ludźmi nam być wolno. — Któż wie? gdy go wywiozą, to przez swoje znajomości i stósunki łatwo dla niego potrafisz wyrobić zmian kary...
— O! ocal mu tylko życie! zawołała Marya błagając...
— Powtarzam ci, jeżeli imie niegłośne, jeżeli