Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marya zakrywszy twarz rękami płakała.
— Boję się, rzekła po chwili — znałam wielu dobrych ludzi, dzisiaj tak się oni pozmieniali.
— No! ale ja nie, ja — nie, Maryo Agathonówno, w moim wieku człowiek już do tego nie skłonny. Mówcie, ja już odgadłem że kochacie Polaka.
— A! zgadliście jenerale!
— Więc się i tego domyślę z waszych łzów że pewnie siedzi uwięziony — dodał Żywcow.
Marya zamilkła i westchnęła boleśnie.
— No! wysilcie się na jedno jeszcze słowo, złapany z bronią w ręku czy z papierami w kieszeni?
— Jenerale, ja ci wszystko powiem, ale daj mi zebrać siły, błagam cię, błagam, ulituj się, ratuj jego i mnie nieszczęśliwą... Jeśli on zginie ja umrę...
— Słuchajże, zawołał Żywcow gorąco, jeśli to człowiek nie bardzo głośny a wina nie zbyt widoczna, to choćby w istocie wielką była, można sobie coś tuszyć — inaczéj i sam car go nie potrafi ułaskawić...
Ha! tak! dodał po chwili — zebrało się Rosyi na opinią publiczną może po raz pierwszy w tym