Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ni drugiego nie znajdziesz, jesteśmy wycywilizowani do erdredonu, zepsuci zbytkiem, rozmiękli rozpustą wszelaką — jesteśmy pół-oskrobani, niedouczeni, samouki... a gorączkę bierzemy za energią —
— To są występki przeciw narodowi co pan mówisz! każde jego słowo zasługuje na wyrok śmierci... rzekł młody gwałtownie.
— Wydajcie ten wyrok i zabijcie sobie nieużytecznego starego gadułę, odpowiedział chłodno stary, życia nie pożałuję... ale strach śmierci ust mi nie zamknie i przekonań nie zmieni. Tak, mój drogi, nie dorośliśmy do tego aby powstać: szlachty za mało, siedzi na pół w gnoju folwarcznym, pół w salonach zagranicznych, średnia klassa ma chętki, nie ma woli, młodzież ma wolę, a nie ma rozsądku, ma zapał, a nie ma doświadczenia... Tylko wielki naród może się wybić na niepodległość, jednolity, zmężniały... my się nie łudźmy, nie jesteśmy nim, — niestety. Być nim możemy, ale pracować nad sobą byśmy powinni.
Patrzę rok, dodał, na to co się u nas dzieje, i codzień mocniéj się przekonywam, że to będzie ogień słomiany, jest trochę łuczywa, jest kupa mierzwy — drzewa niema! drzewa niema!