Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Do domu — odpowiedziała Magdzia rumieniąc się — mąż mój długo chodzić nie może, a trochę potrzebuje przechadzki, dziś jakoś przypadkiem zaszliśmy na ten niemiły Taras, potrzeba wracać, rana Stasia jeszcze mu dolega, gdy się zaziębi.
— Gdybyście mi pozwolili się odprowadzić?
— O! na cóż to? — zawołała szybko, rumieniąc się kobieta — my stoimy tak daleko i tak wysoko...
— Kochana pani — przerwał baron — do was mi ani za daleko ani za wysoko być nie może.
Naumów odciągnął go nieco na stronę.
— Nie czyńże jej przykrości — rzekł — biedna kobieta wstydzi się może ubóstwa naszego... stoimy w jednej ciemnej izdebce na poddaszu.
— Tymbardziej potrzebuję was odwiedzić — rzekł baron; bo nie zniosę aby dawny towarzysz broni cierpiał, gdy ja rozrzucam pieniądze. Natalia Aleksiejewna traci przecudownie, z prawdziwie pańską fantazją, jakiej już dziś panowie nawet zapomnieli, wstyd by mi było gdybym wam z pomocą nie przyszedł.
— Kochany baronie — cicho wybąknął Naumów — daj temu pokój... my nie przyjmiemy od ciebie nic, a gdybyś nawet zmusił nas do tego, podzielilibyśmy się zaraz z biedniejszymi od nas jeszcze... i bylibyśmy jutro tak ubodzy jak dzisiaj... Tej przepaści nie napełnisz a przykrość nam zrobisz tylko — przyjaźń jest daleko gorętszą, gdy jej żadne groszowe sprawy nie studzą.
— Wszystko to bardzo dobrze — odparł baron — ale ja o czym innym myślę, mam