Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem, z cicha postawił tacę z herbatą i chlebem... kilka razy obejrzał się na Naumowa, wskazując oczyma tacę, ale więzień tego nie spostrzegł, a przybyły jakby się lękał, musiał co najspieszniej odchodzić.
We drzwiach tylko potarł swe krótko ostrzyżone włosy, i niecierpliwie tacę wskazał, rozpaczliwym ruchem ręki.
Magdzia to spostrzegła, posadziwszy osłabłego na ziemi, pobiegła po rzeźwiący napój, aby mu go przynieść sama. Czuła się silną i mężną — dziwna jakaś nieokreślona wstąpiła w nią nadzieja. Ze zdziwieniem wielkim biorąc filiżankę, pod spodkiem jej dostrzegła biały papierek...
Widocznie był on tam podrzucony naumyślnie. Pochwyciła go łapczywie, ale przybliżywszy do świecy, przekonała się ze smutkiem, że go przeczytać nie potrafi, był bowiem pisany po moskiewsku.
Drżącą ręką podniosła go razem ze świecą do Naumowa, na wypadek podglądania i wnijścia czyjego zasłaniając się filiżanką. Na papierku Naumów z ciężkością wyczytał wyrazy z pośpiechem jakby nie pewną i umyślnie zmienioną ręką skreślone.
„Okno od podwórza będzie podpiłowane, deski trzymają się lekko — popchnąć — podrzucono słomę, aby stuku nie zrobiły padając... Pod oknem nie będzie straży, żołnierze pijani. Po północy na rynku zapieje kogut trzy razy... Uciekajcie. W ulicy Lipowej czekać będzie powóz“!!.
Naumowi zakręciło się w głowie zmiął powoli kartkę nic nie mówiąc Magdzi.
— Co tam było? — spytała.
— O! nie! nie, pożegnanie przyjaciela.