Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Stasiu? więc żadnej nadziei? — rzekła.
— Nie ma i nie może być nadziei — odpowiedział powolnie Naumów — gdyby nawet była, powiedz mi, powiedz ty siostro moja droga, czy godzi mi się uciekać przed śmiercią tak piękną? czy to nie byłaby słabość? tchórzostwo? zaparcie się prawdy? zdrada sprawy?
— A na miłość Bożą — zawołała Magdzia — to co mówisz jest szaleństwem! Gdyby była choć słaba nadzieja... popełniłbyś nie heroizm, ale samobójstwo. Człowiek obowiązany jest bronić życia do ostatka, nie wie on, na co mu ono jest danem, może Bóg powołać go do wielkich czynów, może go użyć za narzędzie pracy ważnej...
— Alboż myślisz siostro — odparł Naumów — że pięknie poniesiona śmierć jest niczym? Uczą się z niej szlachetnej pogardy życia, nawet kaci... Całe życie nikczemnych usiłowań nie zrobi tyle co minuta męczeństwa... Umrzeć dla prawdy nie zaparłszy się jej do ostatka — możnaż zrobić więcej? możnaż zasłużyć się lepiej?
— Można! odpowiedziało dziewczę spoglądając nań załzawionymi oczyma (bo choć nie przeczytała papierku, przeczuła tajemną treść jego) — Śmierć gdy jest koniecznością, jest chlubnym zwycięstwem, gdy jej uniknąć można... byłaby występkiem przeciw Bogu i krajowi. Dogadza ona może próżności ludzkiej, ale potrzeba umieć nawet wyrzec się bohaterstwa, a stać się pożyteczną, nieznaną mrówką...
Naumowowi łzy potoczyły się z oczów, pocałował jej rękę i zamikł.
— Chcesz więc, żebym spróbował żyć je-