Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jów, apostoł ducha ewangelii, ale zbyt mało przywiązujący się do jej litery i do zewnętrznych obrzędów, które więcej są szanowane, niż same prawdy ewangieliczne. Ksiądz Ziemba miał już lat sześćdziesiąt kilka, ale trzymał się prosto, był zdrów, czerstwy i silny. Głos miał mocny, wejrzenie jasne, twarz nie piękną ale poważną, życie wiejskie i praca ciężka wyrobiły w nim siłę, jaką mało młodych pochwalić się mogą. Pamiętał dość dawne czasy, bo się urodził w początku tego wieku, który się rozpoczął zupełnym Polski upadkiem. Jak Jeremiasz bolał nieustannie nad nieszczęściami Ojczyzny, ale nie tyle je przypisywał złości sąsiadów i przewrotnym ich spiskom, co własnej winie Polaków, którzy pierwszy napad na całość kraju z dziwną obojętnością przyjęli.
— Grzechy nasze nas zgubiły — mawiał ksiądz Ziemba — jesteśmy dziś garścią, bo garść tylko chciała mieć wszystko dla siebie! Samolubstwo zgubiło Polskę, a ci co ją przejedli, przepili, przehałasowali, zdadzą z niej przed Panem Bogiem rachunek.
Wiadomość o wypadkach w Warszawie poruszyła do głębi staruszka, na wielki pogrzeb drugiego marca poleciał do stolicy, wrócił spłakany i ożywił się trochę nadzieją, ale później jakoś posępnie na wszystko począł spoglądać. Był milczący, a zagadnięty, nic dobrego nie wróżył. Zwykle wieczorna przechadzka wiodła go do dworu w Rusowie, gdzie młody zapał nowego pokolenia obudzał w nim trochę wesołości. Chciwie dopytywał o wszelką wiadomość z Warszawy, powstrzymywał się od sądzenia i jeżeli nie zasępiony