Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko rodzina, dla reszty był zawsze biskupem i pasterzem.
Zato obowiązki duchownego trudno, żeby kto mógł spełniać gorliwiej. Trafiało się nieraz około Wielkiejnocy, gdy do spowiedzi było wielu, w czasie odpustów, że z konfesjonału ledwie mógł wynijść o swej mocy. Słabł czasem w zakrystji, że go trzeźwiono i gwałtem do domu odprowadzano. Częstokroć, jeśli wikarjuszów i kapelana nie było, a w nocy zażądano do chorego kapłana, biegł sam po słocie i błocie do miasteczka... ani go powstrzymać było można. Odchorował czasem tę gorliwość, lecz na przyszłość ostrożniejszy nie był. Doktór, mieszkający w miasteczku, napróżno wymagał większego na siebie baczenia. Biskup mu pocichutku zawsze odpowiadał:
— A waćpan to szanujesz się, gdy do chorego powołują? Choćby i głową nałożyć przyszło, czyż to nie obowiązek? Najpiękniejsza śmierć żołnierza, gdy w boju padnie. Myśmy też Chrystusowi żołnierze.
Rzadko jednak tak długo się ksiądz biskup tłumaczył, nie lubił bowiem mówić i wymowy też nie miał. Wielka nieśmiałość nie dozwalała mu nawet wstępować na kazalnicę, a w towarzystwie odzywał się pocichu, niewielu słowy, prędko, ażeby się co rychlej zbyć niemiłego obowiązku.
Łatwo się domyśleć, że człowieka, jak ksiądz sufragan, niewielu ocenić umiało; kochali go i szanowali bliżsi, lecz ogół widział w nim pospolitego człowieka i upierał się sądzić go jako nieznośnego skąpca. Mało też miał stosunków z obywatelstwem i niewiele czasu dla poufalszego z ludźmi obcowania. Niższe duchowieństwo czuło w nim ojca i pasterza, przywiązane doń było i prostotę obyczajów jego cenić umiało, — wyżsi dostojnicy stronili od niego i okazywali mu zimną tylko grzeczność. Ksiądz biskup mało się jednak o to troszczył i poza koło, obowiązkami zakreślone, nie wychodził.
Mieścina, będąca rezydencją księcia, uboga dosyć i niepokaźna, Izraelitami po większej części zaludnio-