Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

graecas, a czasem Pan Bóg naszą w Nim ufność odpłaca. Nie przeczę, że cośby robić należało, ale co, ma foi?
— Zdaje mi się, — odezwał się Żurba — iż tu niema nic innego do zrobienia, tylko ożenić bogato księcia Roberta, a tymczasem zaprowadzić oszczędność ścisłą, kontrolę, ograniczyć wydatki, może nawet zmniejszyć dwór.
Generał cofnął się kilka kroków.
— Fiu! fiu! fiu! no, no! lecisz coś bardzo prędko i daleko! Ożenić, no tak, ożenić Roberta, ani słowa. Co się tyczy oszczędności, kontroli, ograniczenia w wydatkach, zmniejszenia dworu, śni ci się chyba — to są rzeczy wprost niemożliwe, to niepodobna. Jutroby nas okrzyczano za bankrutów, a jakże ty chcesz, ażeby szambelan przy ostatku dni swoich miał cierpieć, widząc taki upadek, gryźć się, czuć upokorzonym? To nie może być! to wprost niepodobieństwo, ma foi!
Zenon spuścił głowę.
— Ale — rzekł cicho — czyż nie lepiej trochę przykrości, niż... jaka katastrofa, która, jak piorun, księcia szambelana mogłaby o śmierć przyprawić?
Generał zbladł, usłyszawszy to, i chwycił za rękę Zenona, prowadząc go strwożony do drugiego pokoju. Tu obejrzał się bacznie, wyglądnął za drzwi i, przyparłszy do okna Żurbę, zapytał głosem stłumionym:
— Czy to nie imaginacja twoja, hę? Możeż to być, żebyśmy byli w takiem położeniu, które zagraża katastrofą? Człowiecze! ma foi, to niepodobieństwo. Cóż się tedy z tym ogromnym majątkiem stało?
Na twarzy starego wojskowego trwoga malowała się tak wyrazistemi rysy, iż Zenonowi żal się zrobiło biednego.
— Panie generale, — odezwał się, jąkając — ja nie powiadam, żeby coś podobnego miało być bliskiem, niech Bóg uchowa, lecz przy zaniedbaniu, apa-