Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

padały go i trwogi, i niecierpliwość. Powracał do pierwszej myśli opoliczkowania z namiętną pasją, to znowu słabł i chciał z dumą wystąpić słowem tylko i wyrzutem.
Cały dzień spędził na tem trapieniu się myślami, na przerabianiu swej mowy, na rojeniu o tem spotkaniu, a gdy nazajutrz, drżący z niecierpliwości, siadał do powozu, nie był pewny, jak postąpi, czy go namiętność uniesie, czy wspaniałomyślność, czy złaje, czy przebaczy, czy się porwie...
W takim stanie rozdrażnienia wysiadł Zembrzyński z powozu i poszedł za Gozdowskim do pokoju szambelana.
Był to, dziwnem zrządzeniem wypadku, ten sam pokój, ten sam na boku stał w nim dotąd stół, przy którym Zembrzyński niewinnie został opoliczkowany. Gdy wszedł, żywo jeszcze jakby wczorajsza przypomniała mu się cała ta scena i na nowo wybuchnęła żądza zemsty, ale się pohamował.
Przed nim stał z miną pańską, z całą powagą swą starzec siwowłosy, mimo wieku tak jeszcze krzepki i imponujący swą postacią, jak przed pięćdziesięciu laty. Twarz jego miała wyraz tej pewności siebie, tej dumy pańskiej, przed którą Zembrzyński dawniej drżeć był nawykł. Był to ten sam, od którego chłopakiem ubogim uciekł. Dziś mienie, spokój, honor nawet jego były w rękach mściwego człowieka, który dożył uroczystej chwili porachunku.
Szambelan podszedł kilka kroków i grzecznie powitał Zembrzyńskiego. Ten kocie swe oczy wlepił weń i milczący, wzrokiem go przeszywając, szedł zwolna, nie mówiąc nic; myśli i wyrazy wirowały mu po głowie i ustach.
Oglądał się, czy nie było zasadzki... ale pokoje były puste i drzwi pozamykane. Od lat pięćdziesięciu nie zaszła tu prawie żadna zmiana: poznawał sprzęty, przypominał sobie najdrobniejsze szczegóły. Tylko książę Norbert z młodego i żywego mężczyzny stał się starcem, obleczonym majestatem wieku.
Spojrzenie Zembrzyńskiego i wyraz jego twarzy