Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gotować, wyznać przed nim, że proces źle poszedł i skłonić go do przyjęcia Zembrzyńskiego.
Zenon, wezwany do rady, znajdował, że w tym razie, mimo najszczerszej chęci oszczędzania księcia szambelana, należało go uprzedzić, a dziwacznemu żądaniu Zembrzyńskiego dogodzić. Do tej misji wybrano Stellę, która ze wszystkich najwięcej miała rezygnacji, krwi chłodnej i taktu. Starzec ją kochał czule i od niej najlepiej przyjmował nawet przykre wiadomości, które osłodzić umiała.
— Każecie mi, — rzekła — podejmę się tego, lecz powiem szczerze, wolałabym najcięższe zadanie inne, nad to... tak mi żal błogi pokój ojca zamącić!
Zastanawiano się jeszcze nad dziwacznem żądaniem, lecz nikt nie umiał dociec prawdziwej jego przyczyny.
Stella, rachując na to, iż odrazu nie potrafi skłonić szambelana, nie obudzając podejrzeń w nim o grożącem niebezpieczeństwie, rozpoczęła powoli tegoż wieczora od napomknień, iż jej się zdawało, jakby proces z Zembrzyńskim gorzej szedł, niż przewidywano.
— Wnoszę o tem z zakłopotania Roberta, — dodała — z milczenia jego i niepokoju.
— Może to być imaginacja twoja, — odparł szambelan — bo ja po Robercie nic nie spostrzegłem podobnego, on zawsze jest ponury i zamyślony, a co się tyczy procesu, ten trwa nie wiedzieć wiele lat... i będzie sobie się ciągnął drugie tyle.
— Gozdowski także mi napomknął, że się lęka o niego, bo Zembrzyński ma być nadzwyczaj zabiegliwy, czynny i pieniacz wielki.
— Ten Zembrzyński... co to tu był raz u mnie? — rzekł książę Norbert. — Hm! wygląda na pokornego człeczka, ale oczy ma bardzo brzydkie, bardzo brzydkie!
Po tej rozmowie Stella czekała dnia następnego 1 znowu napomknęła o Zembrzyńskim i o procesie.
— Ty bo się tem próżno niepokoisz, — zawołał,