Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się szeroko po mieście, lecz dla Roberta była z pewnych względów korzystna, bo tłumaczyła jego tu pobyt i odwracała uwagę od osobistych stosunków. Nie można mu było mieć za złe, że sprawy swej pilnował. W istocie więcej około niej chodził, choć bezskutecznie, Gozdowski, starając się przewlec ukończenie, gdy Zembrzyński, o ile mógł, przyśpieszyć je usiłował.
Już tu zaraz okazało się jawnie, przy kim była przewaga, bo mimo bieganiny plenipotenta, domagającego się odroczenia, sprawę naznaczono w najbliższym, jak było można, terminie. Przegrana Brańskich nie ulegała wątpliwości, ani książę jednak, ani Gozdowski nie donosili o tem generałowi, nie pisali do Brańska, gdzie panował spokój szczęśliwy, a szambelan marzył zawsze o wydaniu owego wielkiego, wspaniałego balu, który miał wskrzesić tradycje dawnej świetności książęcego domu.

Późnym wieczorem powrócił jednego dnia generał od brata i poczynał się zabierać do odmawiania wieczornych pacierzy, gdy nagle wśród ciszy usłyszał w salce pustej stąpanie jakieś. Po chodzie poznał łatwo, że to nie był służący. Przechadzał się tam ktoś wolnym, nierównym i jakby myślami wstrzymywanym niekiedy krokiem. Ktoś tam więc był oczekujący nań, a wieczorna, spóźniona, niezwyczajna godzina naprowadzała na przeczucie, że z niczem dobrem przyjść nie mógł. Z dobrą wieścią się pośpiesza, a ten ktoś chodził, jakby mu wcale nie było pilno.
Tyloma już dotkliwemi ciosami wypróbowany książę Hugon nie chciał się też z wyjściem naprzeciw przybyłemu śpieszyć i uczuł jakby obawę w sercu, jakby przeczucie czegoś złego, co go spotkać miało. Nie ruszył się więc i rzekł sobie w duchu:
— Pomodlę się wprzódy! Niech, co Bóg zsyła, przyjdzie samo, poco się śpieszyć?
Serce mu się nagle ścisnęło i strach rósł, chciał się modlić, ale i myśl, i usta odmówiły usługi... nie mógł.