Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w świecie dziś dobrodziejstw podobnych bez pewnej jakiejś rachuby nie świadczy, że je przyjdzie może opłacić bardzo drogo.
Plenipotent wiedział cenę, jakiej żądano, ale się z tem wygadywać nie mógł, generał trochę się domyślał, księciu Robertowi powiedział, ile się dopytać mógł Zenon, naostatek Stella czuła, że się zobowiązała i że słowa dotrzymać musi. Taiła się jednak z tem, uprosiwszy Antoninę, ażeby nikomu nie wspominała. Na jej twarzy nie widać było ani smutku, ani radości, tylko niespokojne jakieś oczekiwanie.
Co chwila można się było spodziewać przybycia panów Garbowskich, o których znalezieniu się jeden tylko szambelan nic nie wiedział. Stary przyjechał do dworku do kuzyna Gozdowskiego, ażeby z nim ostatecznie uregulować interes, ale mu zgóry zapowiedział, że w pałacu u książąt nie będzie, bo nie ma fraka i innych butów nad kozłowe.
Zygmunt został jeszcze niewidzialnym. Zapytał o niego trochę niespokojnie Gozdowski.
— Nie ma teraz czasu, — odparł ojciec — przyjedzie później.
Nie śmiał już zagadnąć o nic więcej kuzynek, ale wieczorem Garbowski się rozgadał.
— Asan to wiedzieć musisz, że księżniczka jemu formalnie przyrzekła.
— Jakto? jakim sposobem?
— Mówię asindziejowi, że jej słowo ma.
— Ależ ojciec, stryj, brat!
— A to, mosanie, jej rzecz. Zygmuś jej słowu uwierzył, owarjował sam i mnie oszalił; ściągnęliśmy się do ostatniego grosza. Teraz on się ekwipuje, boć nie wypada mu tak obcesowo zaraz przychodzić i dopominać się: „Zapłaćcie!“ Chłopiec rozumny!
Gozdowski milczał niedowierzająco.
— Bądź co bądź, — myślał sobie — czy się chłopcu przyśniło, czy przysłyszało, interesa do jakiego czasu ocalone, książę Robert może się ożenić, a Garbowscy pójdą z kwitkiem. Mnie do tego nic, ja umy-