Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wydasz mnie pan z sekretu?
— O, nigdy w świecie!
Na tem się skończyło. Wyznanie pana Zygmunta było tylko dowodem jego niepohamowanego uczucia ku księżniczce. Zygmunt się kochał, o ile taki człowiek mógł być zakochany, a pod wpływem tego uczucia nieco już nawet stał się w wybrykach umiarkowańszym. Powiedział sobie, że poświęcając się w tej chwili usługom Brańskich, choćby nic więcej nie zyskał, przynajmniej zbliżyć się do nich potrafi.
Ponieważ Zenon oddalić się nie mógł z Lublina, poprosił go o polecenia, ofiarował się z pomocą, z gotowością jechania, pośredniczenia, przewożenia rozkazów i wiadomości. Prosił jak o łaskę, ażeby go użyto. Nastręczyła się zaraz sposobność i Zenon z raportem wyprawił do Brańska tego osobliwszego posła. Zygmunt tym razem nie wziął już ani karety, ani murzyna, ale na złamanie karku pojechał bryczką pocztową. Wiózł z sobą słabą nadzieję, że paki z pod sekwestru, po zaprzysiężeniu ich własności przez generała, będą mogły może być wydane, i wiadomość o uwolnieniu biednego Wincentowicza, który, wypuszczony z kozy, wprost poszedł na Firlejowszczyznę i o mało jej całej nie zburzył, szukając zdrajcy...
Nad rankiem, według instrukcji, zajechawszy do dworku Gozdowskiego, pan Zygmunt przebrał się jak najstaranniej i poszedł do księcia Roberta, zdziwionego wielce jego ranną wizytą. Z tej wytłumaczył się pan Garbowski, jako poseł, opowiedział, z czem przyjechał, i oświadczył, że na poufną odpowiedź zaczeka. Nad tą w istocie mocno się zastanowić było potrzeba. Generał od pierwszej wzmianki o przysiędze, rękami obiema opędzać się zaczął.
— Ja miałbym przysięgać, ja? Za nic w świecie! dajcie mi pokój!
Robert wcale nie nalegał, był sprawozdawcą tylko.
Na żwawe rozprawy nadeszła wtajemniczona od niejakiego czasu we wszystko Stella, chociaż przy obcym mówić o tem z nią nie wypadało. Umilkli wszy-