Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak to się majątki tracą...
Oglądali się, liczyli, oceniali, co też to kosztować mogło i za ile dziś nabytem być powinno. Gozdowski zbliżył się do zamyślonego kuzynka.
— Nie widziszże ty tu dopiero niedorzeczności swego projektu? Córkę tego domu chciałbyś mieć za żonę dla syna takiego dorobkiewicza, jakim ty jesteś — z motyką na słońce.
Garbowski się odwrócił, ruszając ramionami.
— A cóżby to było tak dziwnego? Trafiało się po świecie i gorzej. Mnie się przecie może większy honor należy, żem się dorobił, niż im, że takie dostatki stracili.
Nie było co z nim mówić.
Nadzwyczaj śmiało, ale z wielkiem uszanowaniem przedstawił się księżniczce pan Zygmunt Garbowski. Stella przywykła była do ludzi, którzy ją spotykali z uniżonością przesadzoną; ten zdawał się przy wielkiem uwielbieniu stawać z nią zupełnie narówni i nie okazywał najmniejszego pomieszania. Siadł, zawiązał rozmowę, śmiał się, dowcipkował, z tą śmiałością nietylko że nie obraził księżniczki, ale się jej podobał. Zdawał się ją z długiego snu przebudzać, powołując z marzeń do życia.
Panna Antonina pomagała robić Stelli honory domu, a że młodzieniec bardzo był ciekawy i unosił się nad wspaniałością brańskiego pałacu, panny poszły mu pokazywać jego osobliwości, obrazy, starożytne sprzęty, widoki, ogród i t. p.
W tej małej przechadzce, w której Stella była ciceronem, pan Zygmunt okazał, że niezawsze siedział w Lublinie w Warszawskim hotelu, że też po świecie bywał, widział i pamiętał wiele. Stąd bardzo wesoła i ożywiona zawiązała się rozmowa, do której przyłączył się książę Robert.
— W istocie — rzekł Zygmunt — piękniejszej rezydencji nie znam u nas w kraju, gdzie dotąd tak mało się starano o upiększenie siedzib wiejskich, wyjąwszy Puławy i Nieborów. Zagranicą więcej tego lu-