Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pan Zygmunt i jego niepozorny ojciec, to już dwóch, za tymi idzie mecenas, któregośmy tu już mieli, ów z Warszawy, co raz był na herbacie przy księdzu biskupie. Któż jeszcze więcej? A! jakaś milcząca figura, którą zdala czuć atramentem i kancelarją. Otóż wszyscy podobno. Zenon także przyjedzie, Gozdowski wróci, ale to nie goście. Coś tam, jakieś interesa u ojca umawiali.
Stella, mimo obojętności swej, zajęła się tym zachwalonym Zygmuntem, z którego Antonina śmiała się, ale się go odchwalić nie mogła.
— Gra jak Liszt! Napamięć całe poematy umie! U nas na wsi to zjawisko niepospolite. Gdyby bliżej mieszkał, czasemby się bardzo przydał na zimowe wieczory, bo miałby nas czem zabawić. Ręczę, że i księciu szambelanowiby się podobał. Generał do niego przylgnął, książę Robert nawet się, z nim mówiąc, rozchmurzył.
Słuchając o tem, księżniczka milczała z pozorną obojętnością, lecz ciekawość jej mocno była pobudzona. Antonina pobiegła wydawać rozkazy, zdawało jej się, że należało wystąpić okazale, aby obcym, a jeszcze w interesach przybyłym, starą książęcego domu zamożność i przepych okazać: kazano dobyć do wieczerzy, podawanej zwykle z herbatą, zastawę staroświecką srebrną, wazy, kosze do owoców, samowary, wanienki, oświecić salony, przystroić je w kwiaty.
Antonina tak dbała była o sławę kobiet, jakby część jej do niej należała. Wyświeżono więc stary pałac brański, a gdy Garbowscy z mecenasem weszli doń, przechodząc szereg cały sal, aż do jadalnej i bawialnej, musieli być uderzeni wspaniałością, która dziwny stanowiła kontrast ze stanem zrozpaczonym majątku i nieodzowną tego starego gniazda ruiną. Być może, iż Garbowski pomyślał sobie nawet, jakby on tu w opustoszałym gmachu się urządzał. Nie obudził jednak przepych i wystawa w żadnym z nich współczucia dla właścicieli, ani chęci ratowania ich. Mówili w duchu: