Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i nawykłą do stykania się z najrozmaitszemi rodzajami ludzi, dlatego nie potrzebował śledzić zbytecznie człowieka, którego dom i otoczenie już mu starczyło do wyciągnięcia potrzebnej diagnozy. Usiadłszy swobodnie naprzeciw pana Zembrzyńskiego, powiódł raz tylko oczkiem po izbie i zwrócił wzrok na skurczonego, zwiniętego niemal w kłębuszek gospodarza.
— Cóż tam, mój mecenasie dobrodzieju, — ozwał się on po westchnieniu, które za wstęp służyć miało — już to nie bez kozery, kiedy pan mecenas do mnie się sam fatygować raczył, tyle mając interesów na głowie. Ale nie lepiejże było mnie wezwać słówkiem, jabym siadł na furkę i przyleciał.
Periculum in mora, — ozwał się mecenas — zrozumiesz mnie waćpan, boś pono do szkół jezuickich chodził. Potrzeba się nam było rozmówić koniecznie, a że i drugi jeszcze interes pilny miałem w tych stronach, myślałem, że nie narażając pana na koszta zbyteczne, lepiej zrobię, gdy sam przyjadę.
Na wzmiankę o kosztach lice Zembrzyńskiego rozjaśniło się, westchnienie, jakby mu ciężkie brzemię spadło z piersi, z ust się wyrwało — złożył ręce gdyby do modlitwy i rzekł rozczulony:
— A pan to jesteś nieoceniony mój dobrodziej, rozum i trafność, i serce... czem się tu wywdzięczyć! Wyrazów mi braknie na wypowiedzenie tego, co czuję.
— Dajmy pokój sentymentom, gdy rzecz o interes idzie, — przerwał, śmiejąc się, mecenas — do rzeczy, panie Zembrzyński, do rzeczy, pan się powinieneś domyślić, co mnie sprowadza.
— Ale się nie umiem i boję domyślać, — szepnął, kurcząc się, gospodarz — no, naturalnie te sprawy Brańskich... ale... jakże to tam stoi?
— Według życzeń waszych coraz lepiej, coraz lepiej, — rzekł mecenas — a właściwiejby było powiedzieć: coraz gorzej, coraz gorzej. Pieniędzy ciągle potrzebują, hipoteka się obciąża i wywłaszczenie bardzo wprędce nastąpić musi... Jeszcze sto tysięcy