Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzierżawy, kupił parę wsi. Potem już rosło to samo, zwiększało się i prosty ów człowieczyna ujrzał się prawie niespodzianie wielkim panem.
Zmiarkował teraz, że tę krwawicę swą powinien był jakoś zużytkować — zapragnął wejść w obywatelstwo, wydobył więc swe papiery szlacheckie, potem, rozmyśliwszy się, pojął za żonę córkę dosyć majętnego dorobkiewicza. Nie zmienił jednak wiele trybu życia dawnego i pieniądze robił. Jejmość była skrzętną gospodynią, on zabiegłym spekulantem... pieniądze i majątki rosły.
Pan Bóg dał syna, macierzyńska miłość i ojcowska duma postanowiły wychować go tak, ażeby wyższe niż rodzice zajął miejsce w społeczeństwie. Do tego majątek dawał mu zupełne prawo. Nie szczędzono nic na wychowanie, ale — niestety — jedynak się nie udał. O ile rodzice byli zabiegliwi i skąpi, o tyle on zawczasu okazał popęd do rozrzutności, hulanki i łotrostwa. Robił długi, przywłaszczał sobie rodzicielskie pieniądze, podpisywał weksle i tracił po szalonemu. Ani surowość ojca, ani łzy matki powstrzymać go nie mogły. Chłopak był żądny wszystkiego, a że sądził się niesłychanie, niewyczerpanie bogatym, postępował sobie bez najmniejszego pomiarkowania. Garbowski płakał nad tem, zarzekał się, że długów płacić nie będzie, a pomimo to, gdy synowi zagrażał wstyd i koza — ratował. Morały padały jak groch na ścianę. Matka, gryząc się nieustannie, umarła, został ojciec tylko i syn, w nieustannej walce z sobą, która staremu życie truła.
Słysząc o fortunie Garbowskiego, której synowskie zbytki wyszczerbić nie mogły, niewiele wiedząc więcej — Gozdowski wbił sobie w głowę, że od niego na ratunek książętom pieniędzy dostać potrafi. Całe to urojenie żadnej dotąd nie miało podstawy... Gozdowski wmówił sobie, że to mogło być natchnienie Ducha Świętego. Pojechał więc do Lublina szukać kuzynka, którego lat dwadzieścia kilka nie widział.
Przybywszy tu, z wielką łatwością się dowiedział,