Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wody! wody! — zawołano, widząc, że prawie mowę postradał.
Służba cała rzuciła się po wodę, którą w tejże chwili podano. Ledwie ją do ust mógł donieść książę, napił się i położył w krześle.
— Zniewaga! okrutna zniewaga! — krzyknął naostatek, bijąc ręką o list — ten nikczemny hrabia...
— List od habiego? — wyciągając ręce, zapytał ksiądz biskup. — Czegóż ten człowiek chce?
— Czytajcie! dawać mi myśli nauki i pisze potworne kłamstwa! — mówił książę. — Przeczytajcie. Utrzymuje, że myśmy go podejść chcieli, że jesteśmy zrujnowani, tylko że nie użył wyrazu — bankruci! Książęta Brańscy zrujnowani! my, my... to nikczemna potwarz!
To mówiąc, oczyma wodził po twarzach biskupa i generała, a ci, wzrok spuściwszy, stali niemi.
— Daje do zrozumienia w liście, żeśmy dla wyłudzenia jego miljonów, nie okazując stanu, w jakim jesteśmy, zabiegali o rękę jego córki. Ależ czytajcie sami, czytajcie sami, ten człowiek obraził nas osobiście, całą rodzinę — to nie może mu być przebaczone.
Biskup wziął w rękę pismo hrabiego i czytał je drżący. Forma jego była przyzwoita i grzeczna; hrabia wymawiał tylko brak zaufania książętom, mówiąc, że się dopiero w Warszawie o istotnym stanie ich interesów dowiedział, interesów, których podźwignąć nigdyby nie był w stanie. Tłumaczył obszernie swój stan finansowy, niemożność sprzedania dóbr i radził na innych drogach szukać ratunku. Więcej tam było niezgrabności, niż złej woli — duma jednak Brańskiego czuła się śmiertelnie obrażona.
— Chciejcież mi wytłumaczyć, co mogło dać powód do podobnych wieści, — zawołał książę — iż jesteśmy zachwiani, iż łaską tylko wierzycieli trzymamy się? To nie może być prawdą! to potwarze niegodziwe ludzi zazdrosnych, to podła intryga! Zdałem księciu Robertowi dobra nasze z ciężarami niewielkiemi; mógł przez niedoświadczenie popełnić pewne błędy,