Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

weselu Roberta, na tem Podolu bogatem znajdzie się jakie tamtejsze książątko. Czetwertyńskich jest dużo, a ludzie bardzo pięknie wychowani, choć niemajętni, no, i Światopełki. Stellibym nie chciał wydać za prostego hrabiego lub bogatego szlachcica, chociaż w samym domu Zamoyskich mamy tego przykłady. Ale zawsze Zamoyscy, to Sarjusze, szlachta dorobkiewicze, nic innego tylko dobra szlachta!
Rozprawiali tak i byliby, nie wiem jak długo, puściwszy się na heraldykę, rozmawiać mogli, gdyby nie weszła księżniczka Stella, która ręce ojca ucałować chciała. Stary, zobaczywszy ją, uśmiechnął się i ze wzruszeniem pocałował w śliczną główkę. Pięknabo była, jak postacie w raju Fra Angelica, rozpromieniona swem anielstwem, a pełna wdzięku, jak młody kwiatek w poranku — pieszczona ojca dziecina, ukochana całego domu i niezepsuta miłością, ale nią wyszlachetniona. Przybiegłszy do kolan starego ojca, schyliła się do nich i drżące ręce ujęła w białe dłonie. Generałowi, który stał zboku, łza się zakręciła pod powieką, coś mu, jakby przeczucie, ścisnęło serce; nie mógł ustać w miejscu i, przypomniawszy, że swych zbroi nie pozawieszał, powrócił co najśpieszniej na górę.
Wieczór był już dość późny i zmrok coraz gęstszy, tak że dla poustawiania rozłożonego żelastwa trzeba było światło zapalić. Kroki jakieś ciche dawały się słyszeć w przedpokoju. Książę Hugon sądził, że służący przynosi lampę i zawołał nań głośno, gdy wśród ciemności ktoś się zbliżył krokiem powolnym, ostrożnie. Poznać nadchodzącego było trudno, dopiero gdy przystąpił o kroków parę, generał postrzegł w nim księcia Roberta i z podziwienia krzyknął, a rękawica żelazna na ziemię mu padła.
— Co to jest? wróciłeś? kiedy?
— Cicho, kochany stryju, na miłość Bożą! — rzekł stłumionym głosem przybyły. — Chodźmy do gabinetu, musimy pomówić z sobą.
Niespodziane przybycie, ton, jakim wyrazy te by-