Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ścia; są błyski, myśmy taki błysk przeżyli, umiejmy żyć pamięcią chwili. Dziś, dziś już na szczęście za późno! Nic wskrzeszonego nie żyje. Ale dopóki zeschłe to serce bić będzie, jam twoją — o! jam twoją!
Robert się zerwał, kobieta spłakana klęczała u kolan jego i obejmowała je, płacząc jeszcze.
— Przebacz mi, — rzekła — byłam płocha może, nim poznałam ciebie, lecz pragnęłam ciebie być godną, podniosłeś duszę moją. Miłość twa oczyściła mnie! Przysięgam ci, że w tem sercu, po tobie, chyba Bóg zamieszka. Ono było i jest twojem!
— Uwierzże mnie, uwierz, żem kochał i kocham i, przeklinając, jeszczem był twoim cały. Pamiętasz ten obraz twój, który chwyciłem gwałtem wówczas, gdy się miłość moja otwierała, jak kwiat do słońca. Aż do dziś dnia pozostał on przy mnie, jako jedyna pociecha strutego życia. Sto razy chciałem go rzucić w ogień i stokroć gotówem był paść w płomienie, by go ocalić. Całe dni z nim byliśmy sami, nie przeżyłem dnia jednego bez niego. Budziłem się, by nań patrzyć — zasypiałem ze wspomnieniem.
— Idź! idź! — zawołała, wstając, Natalja. — Ja się lękam, ja cię proszę! Podaliśmy sobie dłonie, przejednani rozstańmy się siostrą i bratem na wieki. Zdala żyć będziemy z sobą zawsze.
— Pozwól mi zostać, to mój dzień ostatni. Jadę — muszę jechać. Tam czekają na mnie. Twój krzyk boleści w teatrze ocalił mnie na długo pewnie. Więzy, które już zakuć miano, rozpadły się, oddycham chwilę. Niech ją z tobą przeżyję.
Natalja płakać zaczęła.
— Lękam się, — rzekła — aby ci widok mój dzisiejszy nie zatarł wspomnień obrazu... ja chcę być zawsze dla ciebie tą, którą, pierwszy raz zobaczywszy, ukochałeś jednem wejrzeniem. Dziś — ja trupem tamtej jestem.
— O! nie, — przerwał Robert — mnie spaliła boleść, tyś w niej nabrała męczeńskiego blasku, tyś jak anioł piękna, a ja cię kocham! ja cię kocham!