Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

złota Alfonia odrzuca go, nie chce, wyraźnie mi to oświadczyła. Oburzyło ją to, że się o majątek starano, nie o nią. A! co to za charakter! powiadam ci, to dziewczę, jakich niema. Musimy zerwać, wyjedziemy natychmiast, idzie o to, żeby awantury nie robić. Des gens comme nous n‘ont pas l‘habitude de casser les vitres.
— Powoli, powoli — ziewając, rzekł Aureli. — Zerwać jest bardzo łatwo. Masz doskonały pozór, nie tykając drażliwej strony majątkowej. Powiesz mu wprost, bardzo grzecznie, iż wypadek w teatrze był zbyt rozgłośny, abyś o przyczynach jego się nie dowiedział, dodasz, że szczęścia córki nie mógłbyś powierzyć człowiekowi, który resztki dawnej pasji nosi zapewne w sercu, coś w tym rodzaju... Dasz sobie radę, ja ci tylko temat nastręczam.
Hrabia, zawsze skłonny do czułości, rzucił się w objęcia przyjaciela.
— Masz słuszność! tyś genjalny! Wystaw sobie, że mnie to nawet na myśl nie przyszło. Doskonale! Będzie to trochę przykra chwila do przebycia, ale dla jedynego dziecka należy się poświęcić.
Środek więc był znaleziony, a Mościński, pragnąc jak najrychlej zbyć się ciężaru, kazał natychmiast jechać do mieszkania księcia Roberta. Zastał go, jak zwykle, w fotelu, zadumanego, ze zgasłem cygarem. Ocucił się, jakby do spełnienia obowiązku, ujrzawszy Mościńskiego i poznał odrazu z jego twarzy jakąś zmianę. Prosił siedzieć, nie dopytując się jednak.
Hrabia, tak zwykle miękki i serdeczny, nagle stał się krochmalnym i kwaśnym. Z samego przywitania można było wnosić, że coś zaszło. Księciu Robertowi było to obojętne dla siebie, lecz szło o los rodziny. Niespokojnie trochę zwrócił się ku swemu gościowi, który miał rękawiczki i kapelusz w rękach.
— Mości książę, — wydławił z siebie Mościński — bardzo mnie tu przykry sprowadza dziś obowiązek.
Książę patrzył nań, nie badając, czekał, co dalej będzie.