Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeden, z którego się dach osunął, przegniwszy, opadł na ziemię. Kupa gruzu powstała stąd, narosnąć już trawą czas miała i nikt jej nie ruszył. Sąsiedzi znali dobrze właściciela Firlejowszczyzny, który, przed laty trzydziestu nabywszy ją z publicznego targu bardzo tanio, w wyjątkowych jakichś okolicznościach, połatał tyle, by mu się na głowę nie obaliła, zamieszkał w niej i, mimo późniejszych, stosunkowo dosyć korzystnych ofiar, odprzedać już nie chciał. Był to dumny, jak mówiono, oficjalista książąt Brańskich, który, czy się sam od nich odprawił, czy odprawionym został i, nigdzie już nowej nie przyjmując służby, żył z zagadkowych jakichś spekulacyj. Uchodził on zrazu za ubogiego, nikt i dotąd o stanie jego kieszeni dobrze nie wiedział, żył jak nędzarz, lecz od lat piętnastu ludzie z początku domyślać się w nim zaczęli bogacza i lichwiarza, potem przyszli zwolna do tego przekonania, iż bajeczne posiadać musiał skarby. Nie było na to żadnych oznak i powodów, lecz raz powzięty domysł zmienił się koleją czasu w niezachwianą pewność. W istocie pan Leon Zembrzyński, człek niewiadomego pochodzenia, gdyż jedni go mieli za zbiegłego chłopa, drudzy za szlachcica, niektórzy za przechrztę, a na dobitkę znajdowali się i tacy, co go o pochodzenie i krew tatarską posądzali — w okolicy żadnych nie miał stosunków i interesów nie robił, nie wiedziano, czem się zajmował: czasem tylko wycieczki czynił, po kilka tygodni się gdzieś włóczył, wracał i ludzie do niego nieznajomi zajeżdżali. Nie było najmniejszego powodu o coś go niegodziwego podejrzewać, ale to życie zakryte dziwnie jakoś wyglądało. Z ludźmi dokoła albo nie żył wcale, lub w takich stosunkach, iż się one ledwie znajomością daleką nazwać mogły. Człeczek ten wyglądał ni z pierza, ni z mięsa, mały, przygarbiony, chuderlawy, kaszlący, pokornie, ubogo i milcząco. Nosił się zwykle w szaraczkowej kapocie, w której głębokich kieszeniach ręce zwykł był nosić, jakby się bał, żeby mu kto w nie nie zajrzał. Ludzie, co wszystko wiedzą, szczególniej