Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest dziś silniejszem niż kiedykolwiek, pomimo sykań demagogicznych i socyalistowskich, ale i to wiem, kochany ojcze, że szlachecka tarcza musi się oprzeć o dobrą podstawę, aby się nie obaliła. Urok dziwny pękł, siłę stanowi tylko trzymanie się rządu i pieniądze. Zresztą mamy środki okazywania zamożności nie kosztowne, i w tem wiek postąpił, nie potrzeba dziś ani dworzan, ani pachołków, ani licznej zgrai darmozjadów.
— Wrócimy do spraw naszych — przerwał radca. Po dojściu do pełnoletności, ty, bez mojej wiedzy i woli, na przekór mnie wypowiadasz kapitał, ja bronię Mogilskich.
— Ale ja swoję rolę rozumiem doskonale — rzekł śmiejąc się akademik, proszę mi nie ujmować, sądząc, że ją należy dyktować jak studentowi.
— Mogilna w pół roku zostanie sprzedaną przez publiczną licytacyę, do której ty staniesz z mojemi pieniędzmi. Zresztą dopłacić pewno nie przyjdzie wiele.
— A jeśli oni znajdą kredyt i kapitał mi spłacą? spytał niespokojny August.
— To być nie może — rzekł tryumfująco Larisch. O wszystkich kapitałach jakiekolwiek w okolicy najdalszej istnieją i są do rozporządzenia, wiem doskonale. Tam gdzie było potrzeba poczyniłem zabiegi, ażeby pieniędzy dostać nie mogli, czas jest właśnie wybrany tak, że ci, którzyby ratować chcieli, kapitałów podnieść nie będą w stanie. Musisz kupić Mogilnę, ale moja rola, mój udział, nie przeczę, ciężkim będzie. Radca starł pot z czoła.