Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pomimo przyjaźni dla Ratsch’a musiał wszakże myśleć gospodarz o bliskiem weselu i z tego zapewne powodu, jednego ranka po śniadaniu, zaproponował czyliby mu dogodniej nie było, w niewielkiej odległości, w drugim folwarku, w którym był dom mieszkalny, zająć sobie na górce dwa dogodne pokoiki.
— Widzisz Ratsch, będziesz tam swobodniejszym, jakby panem w domu, na niczem ci niezbędzie, a widywać się możemy i będziemy codziennie. Dom mam niezbyt obszerny, a żona choć najlepsza, potrosze go musi przewrócić i zechce urządzić po swojemu. Tobie to nawet być może dogodniej, a mnie...
— A tobie pozbyć się takiej załogi jak ja, takżeby było miło — rzekł Ernest, ja to doskonale pojmuję: Więc wiesz co, zgoda, ale my to urządzimy inaczej, przy całej mej dla ciebie przyjaźni, ja się tu straszliwe nudzę... z nudów piję, i wysuszę ci piwnicę... a w końcu czuję że się zaleję.. i to w suchy sposób. Czyby nie lepiej było, żebym się wyniósł do najbliższego miasteczka. W każdym miasteczku, choćby najskromniejszem, musi być wszakże towarzystwo bilard, klub, Verein, kilku urzędników, profesorów i kilku próżniaków. Zapoznam się, będę miał towarzystwo i doczekam tam chwili naszego raz rachunku... gdy mi będziesz mógł co dać... abym co na swoją rękę począł.
Larisch potrząsł głową.
— Na to się nie zgodzę — rzekł, nie dla własnego interesu, ale przez życzliwość dla ciebie. Wpadniesz w najgorsze towarzystwo... nie można obrachować skutków... przytem jesteś do zbytku skłonny się wywnętrzać... a wiesz sam, że twoje nazwisko na-