Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ma ratunku. Ale, mój Chrystianku, ja sam ani się truć, ani w wodę iść nie mam ochoty — to darmo.
— Jakżeś mógł w tej Ameryce — zawołał Larisch, choć kawałka chleba sobie nie zapewnić?
— Jak? pytasz? w najprostszy sposób. Byłem profesorem, kopałem złoto w Kalifornii manu propria, trzymałem książki u kupców, Barnum pokazywał mnie za biletami, grałem Hamleta w nowym-Yorku, służyłem krawcowi do regestrów... czas jakiś spełniałem urząd ober-kelnera w hotelu i mimo to wszystko zawszem się zgrał ostatecznie i marł z głodu. Widząc że w Ameryce widocznie klimat mi nie służył, musiałem się w końcu wybrać do Europy. I oto mnie masz! Z całego majątku zostało mi kilka cygar hawańskich puros, z których jedno wczoraj ofiarowałem oberżyście pod złotym kogutkiem, drugim mogę służyć tobie, a trzecie sam puszczę z dymem.
— Ale po cóż było powracać do Europy? — zawołał Larisch.
A! that is a question! zaśmiał się Ernest, dostałem czarnej melancholii i tęsknoty za krajem. Zachciało mi się, kiedy już koniecznie trzeba składać kości, złożyć je w ofierze na szuwaks ziomkom moim, matce Germanii.
Szli tak powoli.
— Mój Erneście — począł powoli Larisch, od żadnych obowiązków się nie wyłamuję. Zrobię co mogę, ale po cóż chcesz iść do mnie.
— Śmieszne pytanie? a dlaczegóż miałbym gdzieindziej?
— Dlatego że... proszę cię, sam miarkuj, zawołał radca, że tak jak stoisz.. przyjaźń twa i stosunek z tobą jest wielce kompromitującym.