Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszyscy zwracali się ku niej, czuła na siebie wlepione w nią oczy, obarczoną była zapytaniami, zasypana grzecznościami, a wszystko to z wielkim taktem umiała jakoś przygasić, ażeby niezbyt raziło.
Niemcy oba byli zachwyceni jej piękną, czystą, wytworną nawet niemczyzną, młodszy wszakże, pan August ostyglejszy, czy mniej przystępny wrażeniom, poglądał z jakąś wątpliwością i niedowierzaniem na to cudo, a zwykle zimny stary radca żywiej daleko się niem zajmował.
Podano herbatę i podwieczorek pod werandą ulubioną pani Romanowej i towarzystwo całe się tam przeniosło. Marynka chciała wracać co rychlej z dobrą nowiną do domu, ale Kazia zaczęła ją prosić, zaklinać i wymogła, że została chwilę jeszcze. Rozmowa ogólna była niepodobieństwem, pani Anna bowiem i Kazia nie rozumiały dobrze po niemiecku; musiano obrać francuzczyznę za pośrednika. Oba p. Larischowie mówili nią dosyć dobrze, wszakże wpływ języka obcego oddziałał, jak zwykle, na samą treść i koloryt rozmowy, która w tych okowach ciężej się poruszała. Marynia choć wyzywana usuwała się jak mogła i od głośniejszego występowania i od powszechniejszej pogadanki, wkrótce nawet odeszła na bok z Kazią, a panowie zostali sami, bo pani Anna przyłączyła się do córki.
Zapalono cygara i mężczyźni poszli z niemi do ogrodu. Tu jeszcze piękna córka chłopa była długo przedmiotem różnych sądów i domysłów. Witold stawał po jej stronie, August pozwalał sobie umiarkowanego sarkazmu, starzy oba, zachwyceni nią byli