Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powodem oporu z jego strony. Larisch jest drażliwy, to było niegrzeczne może, chybiłem w etykiecie.
Nie sprzeciwiano się staremu, ale pan Jacek był widocznie zły i zasępiony. Wstrzymała go tylko przytomność Wolara, że prezesa nie nękał wspominaniem, iż przeczuł z góry co nastąpi.
Tak dosyć smutno pogawędziwszy chwilę, rozeszli się, adwokat do domu, pan Jacek za interesami, prezes żeby przyśpieszyć swój wyjazd.
Zgryziony i milczący kazał natychmiast zaprzęgać konie, i choć jeszcze miał wiele do załatwienia w Toruniu, nie pożegnawszy się nawet z panem Jackiem, kazał jechać wprost już do Christianhofu.
Gdzie był Larisch, gdy go doktór Wolar nie zastał w domu?
Po owej pierwszej bytności w Strzelnie, dosyć niezręcznie wytłumaczonej, stary Larisch wyczekał jakiś czas, i z wielkiem podziwieniem Marynki zjawił się z drugiemi odwiedzinami, znowu tak szczęśliwie czy niefortunnie, że pana Marcina nie zastał. Za tym drugim razem, chociaż wyszła Marynka i znowu go zbyć się chciała, nie zapraszając siedzieć nawet, pan radca tak potrafił nastroić rozmowę i nadać jej takie zajęcie, że biedna samotnica dała się wymówić i dowcipami gościa pochwycić mimowolnie. Larisch podał jej krzesło, wziął sam drugie, począł prawić z wielkim zapałem o literaturze niemieckiej, o sztuce, o życiu, o uczuciach... o wszystkich rzeczach, które popisać się dozwalają z nauką i rozsądkiem... wciągnął nieznacznie pannnę w jakąś rozprawę i zawiązał przez nią duchowy stosunek z piękną Marynką, która gło-